Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne GNIAZDO

Forum dyskusyjne WTG GNIAZDO
Teraz jest 19 kwi 2024, 11:53

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 01 lis 2012, 17:43 
Offline
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 lis 2006, 11:47
Posty: 1411
Lokalizacja: Poznań
Tekst o dawnych cmentarnych zwyczajach.
W porównaniu z dzisiejszymi, są, powiedzmy, szokujące :)

Obyczaje: Cmentarze kiedyś tętniły życiem

Jacek Madeja 2011-10-30, ostatnia aktualizacja 2011-10-30 16:48:30.0

Trumny na drzewach i prostytutki oferujące swoje usługi na cmentarnych alejkach przed wiekami nikogo nie dziwiły - o to, jak zmieniały się nasze zwyczaje, pytamy etnologa dr. Grzegorza Odoja

Jacek Madeja: Czy w czasach współczesnego "kultu młodości" jest jeszcze miejsce na odwiedzanie cmentarzy?

Dr Grzegorz Odój, etnolog z Uniwersytetu Śląskiego: Nic się nie zmieniło. Niebawem, jak co roku, znów zgromadzimy się na cmentarzach. To utarty rytm naszego funkcjonowania. Zmieniła się za to rola cmentarza. Niegdyś były to miejsca wielofunkcyjne. Działy się tam rzeczy, o których dzisiaj nawet byśmy nie pomyśleli.

Jakie?
Przed wiekami na cmentarzach, które znajdowały się w centralnych częściach miast, handlowano, spotykano się, kwitło życie towarzyskie. Swoje wdzięki oferowały kobiety lekkich obyczajów. Kto zadarł głowę, w koronach drzew mógł dostrzec trumny. Spoczywały w nich osoby, które nie mogły być pochowane w poświęconej ziemi. W średniowieczu cmentarz był też miejscem otoczonym tabu. Kto popadł w konflikt z prawem, mógł znaleźć azyl między zmarłymi. Na cmentarzu nikogo nie było wolno pojmać, więc złoczyńcy budowali tam domki i mieszkali latami.

Ale było na cmentarzach miejsce na groby i memento mori?
Śmierć była o wiele bardziej widoczna niż dzisiaj. Cmentarz o wiele wyraźniej niż dzisiaj przypominał o przemijaniu i skończoności życia. I to dosłownie, bo z braku miejsc zwłoki były wykopywane co dwa-trzy lata i trafiały do tzw. ossuariów, czyli najniższych części kaplic, gdzie było widać, jak się rozkładają.

Dziś cmentarze są, rzeczywiście, bardziej sterylne...
Zmieniło się nasze podejście do śmierci. Wtedy była blisko, człowiek był z nią oswojony. Umierało się w otoczeniu rodziny, często przychodzili sąsiedzi. Dziś śmierć to sprawa wstydliwa, przychodzi po cichu, za biały parawan. Cmentarz to niemal wyłącznie sfera pamięci o przodkach i właściwie tylko z tym się kojarzy. Nasza kultura próbuje odsunąć śmierć na margines.

A jednocześnie wciska się na ekrany telewizorów. Wciąż jest bardzo atrakcyjna.
Śmierć przykuwa uwagę, ale jedynie w telewizji, bo tam jest odrealniona. Napawamy się krwawymi scenami, ale nie traktujemy prawdziwie. Śmierć jest filmową aktorką. Gdy więc spotykamy ją w życiu, np. widząc wypadek, boimy się przejść lub przejechać obok. Robimy wszystko, żeby śmierć nas nie dotyczyła. Starość, która wiąże się z przemijaniem i rozpadem ciała, jest na tyle mało medialna, że niemal każdy staruszek pojawiający się w reklamie wciąż jest rześki i w jakiś sposób młody. Jeździ na rowerze, tańczy, skacze, jest zakochany. To starość, która jest właściwie młodością. Niestety, rzeczywistość jest zupełnie inna.

Straciliśmy coś, oddalając świadomość przemijania?
Bardzo wiele! Kiedyś z odchodzeniem związane były całe rytuały. Kiedy agonia się przedłużała, członkowie rodziny pomagali, np. wyciągając poduszkę spod głowy albo kładąc taką osobę na ziemi. W kulturze moment śmierci był bardzo ważny. Zatrzymywano wtedy wskazówki zegara i zasłaniano lustro. Ludzie się bali, że odbicie zmarłego może zabrać kogoś ze sobą. Teraz to wszystko zanikło.


źródło: http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagor ... yciem.html

_________________
Asiek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 01 lis 2012, 17:49 
Offline
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 lis 2006, 11:47
Posty: 1411
Lokalizacja: Poznań
Nie chcę być pogrzebany jak pies

Paweł Kośmiński 2012-11-01, ostatnia aktualizacja 2012-11-01 14:24:31.0

- Sposób, w jaki dziś umieramy, np. w szpitalach, kiedyś uznano by za niegodny. Godnie umierało się w domu, we własnym łóżku, wśród bliskich, z zachowaniem rytuałów. Powinien przyjść ksiądz, przed którym dzwonił ministrant. Nikt nie chciał też być chowany na cmentarzu poza miastem. To nie była święcona ziemia. Ludzie mówili wprost "Nie chcę być pogrzebany jak pies" - o dawnych zwyczajach związanych ze śmiercią opowiada etnolog Daniel Kunecki


Paweł Kośmiński: W okolicy 1 listopada wszyscy, i wierzący i niewierzący, idą na groby. Skąd wzięło się Święto Zmarłych?

Daniel Kunecki, etnolog, Pracownia Etnograficzna: - Z potrzeby upamiętniania przodków i oddawania im czci. To jest w człowieku bardzo silne. Potrzebujemy podkreślić swoje zakorzenienie, przekazać pewną wiedzę przyszłym pokoleniom.

Jak kiedyś przygotowywano się do śmierci?

- Dawniej ludzie do śmierci zaczynali przygotowywać się na długo przed nią. To był bardzo ważny, ale i trudny moment, przez który chciało się przejść w sposób godny i właściwy.
Było rozgraniczenie na dobrą i złą śmierć. "Od nagłej i niespodziewanej śmierci racz nas zachować, Panie" - powtarzają wierni w jednej z modlitw. Uważano, że dobra śmierć powinna przytrafić się w domu, we własnym łóżku, wśród bliskich i z zachowaniem wszelkich rytuałów. Powinien przyjść ksiądz, przed nim dzwonił ministrant, a wszyscy klękali. Przygotowanie do śmierci zaczynało się od tego, że ludzie przez wiele lat zbierali pieniądze na ten moment.
Sposób, w jaki dziś umieramy - np. w szpitalach - to była raczej śmierć niegodna. Również to, jak dziś jesteśmy chowani - czyli np. na cmentarzach komunalnych.

Dlaczego ludzie nie chcieli być chowani na takich cmentarzach?

- Kiedy cmentarze zaczęły powstawać poza miastem, nikt nie chciał być tam chowany. Bo to nie była poświęcona ziemia. Mówiono: "nie chcę być pogrzebany jak pies". Na niepoświęconej ziemi chowano samobójców czy ludzi, którzy zginęli w epidemii.
Za poświęconą ziemię uważana była ta przy kościele. Właśnie na niej pierwotnie grzebano zmarłych. Zwłaszcza biedotę, bo lepiej sytuowanych - w katakumbach kościoła. A najbogatsi mieli w kościele kaplicę.
Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku miasta były jednak już tak zatłoczone, że zaistniała konieczność chowania ludzi poza miastem. Ludzie tego nie chcieli. Dlatego np. w Warszawie przełomowe było uroczyste odczytanie w kościele testamentu jednego z biskupów, który stwierdził, że chce być właśnie tam pochowany. To przekonało ludzi.

Kiedyś mniej bano się śmierci, czy bardziej?

- Jeśli nawet śmierć była uznawana za coś naturalnego, to i tak traktowano ją jako zło. Zawsze wiązała się z uczuciem straty i bólu. Ale w sposób rytualny ją oswajano. Jeśli umarło dziecko, żywiono przekonanie, że od razu dołączy do aniołów. Jeśli odszedł ktoś starszy, to pocieszano się tym, że zdążył przeżyć swoje życie. Ale kiedy śmierć dotknęła kogoś w kwiecie wieku, było to już zupełne wyłamanie się z porządku naturalnego. Takich ludzi najbardziej opłakiwano.

Jak oswajano śmierć?

W umieraniu było kilka podobieństw do narodzin. Jak kobieta rodziła, otwierano okna, żeby poród był łatwy. Podobnie, gdy ktoś konał - żeby dusza mogła odlecieć.
Zasłaniano lustra. Wierzono, że jak zmarły się w nim przejrzy, to może chcieć pozostać.
Gdy wynoszono trumnę, uderzano nią trzy razy o próg - w miejscach, gdzie zmarły miał nogę, środek ciała i głowę. Wypowiadano słowa: "Duszo opuść te progi, przez które wchodziły twe nogi". Chodziło o to, żeby zmarły już nie powracał. Przed wyniesieniem z domu całowano go w rękę albo w policzek. Było też rytualne opłakiwanie.

W Meksyku zanim ludzie pójdą na cmentarz, "przyjmują" zmarłych w domach. U nas wszystko sprowadza się do pożegnania zmarłego.

- Ale przecież u nas na Wigilię zostawiamy pusty talerz. Jest to kojarzone z Chrystusem, ale ma korzenie w dawnych wierzeniach i chodzi właśnie o dusze zmarłych, które się wtedy z nami mogą spotkać. Ważne, żeby te spotkania ze zmarłymi były jakoś zrytualizowane, oswojone, dawały poczucie bezpieczeństwa.

Jak kiedyś żegnano zmarłego?

- Pogrzeb odbywał się najpóźniej czwartego dnia od śmierci. To był moment graniczny - uważano, że wtedy nie jest się już żywym, ale nie jest się jeszcze martwym. Starano się uniknąć kontaktu ze śmiercią. Tego dnia nikt z domowników nie spał w tym domu, gdzie przebywał zmarły. Nawet jeśli to było w środku żniw, powstrzymywano się od prac w polu. To był moment zatrzymania. Zawsze też zatrzymywano zegar, jakby czas się zatrzymał.
Przywiązywano też psy, bo zwierzęta mają - tak wierzono - zdolność wyczuwania i widzenia śmierci.
Zmarłego układano do trumny w najlepszych ubraniach, pod głowę kładziono mu ziele poświęcone w dniu Wniebowzięcia Maryi Panny. Wkładano mu też przedmioty mu bliskie - okulary, pieniądze, tytoń. Starano się odprawić go w zaświaty tak, żeby niczego mu nie brakowało.
Na koniec zawsze była stypa.

Czego starano się unikać?

- Było mnóstwo przesądów. Wierzono, że śmierć zapowiadają zwierzęta, ptaki - jak sowa siedzi na domu, to znaczy, że ktoś w nim umrze. W ogóle jej nocne pohukiwanie uchodziło za śmiech diabła zwiastującego zgon. Złowróżbna mogła też być zabawa dzieci w pogrzeb.

A kret?

- Tak, to wysłannik śmierci. Gdy rył koło domu, przychodził zakomunikować smutną nowinę. Dlatego nagłe pojawienie się wielu kretowisk odczytywano jako znak nadejścia zarazy, wojny lub innego nieszczęścia.
Również podczas wyprowadzania starano się odczytywać różne znaki. Świecące słońce oznaczało, że zmarłemu jest już dobrze tam na górze, jeśli był silny wiatr - walczył ze złymi mocami, a jeśli padał deszcz, to wiadomo, że świat po nim płacze, że to dla wszystkich ogromna strata.

Pogrzeb u nas zawsze był jednoznacznie smutny? Są kultury, gdzie wygląda to trochę inaczej?

- Nawet w Indiach, gdzie wierzy się w reinkarnację, spalaniu ciał nad Gangesem towarzyszy płacz.
Ale np. Inkowie wygrzebywali swoje mumie z grobowców i urządzali z nimi procesje. Aborygeni budują coś na kształt platformy, gdzie przechowywane są zwłoki, a gdy zostają same kości, są malowane i zagrzebywane. To, co nam wydawałoby się bezczeszczeniem zwłok, tam jest uznawane za oddanie szacunku.

Co się zmieniło w sposobie celebrowania 1 listopada?

- Niewiele, nadal spotykamy się w gronie najbliższych na cmentarzu. Chociaż kiedyś najważniejszym momentem była procesja na cmentarzu, w której uczestniczyli wszyscy.
Ale mamy też nowe zjawisko. Bardzo rozrósł się rynek firm, które oferują tzw. usługi cmentarne. Nie chodzi tylko o to, żeby ktoś posprzątał grób przed wszystkimi świętymi, ale wykupuje się całe abonamenty, wszystko dokładnie jest opisane - ile zniczy ma być zapalonych w miesiącu, jaki rodzaj wiązanki ma być położony. Współczesny świat pozwala nam, żeby tę troskę o korzenie i przodków w tym wymiarze czysto zewnętrznym przekazać komuś innemu.

Źródło: http://wyborcza.pl/1,75478,12781417,Nie ... _pies.html

_________________
Asiek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 01 lis 2012, 19:41 
Offline

Dołączył(a): 17 maja 2010, 16:07
Posty: 298
Lokalizacja: Gorzów Wlkp-Landsberg
Interesujący artykuł . :)

_________________
Pozdrawiam Ewa.

Poszukuje Wójciak lub Wojciak,Gajewscy,Siwa (SCHIWA),Kluczyńscy Tańscy ,Habdanowicz, Paschke ,Stefaniak,Winke,Wollf,Krause
Biskupin,Strzelcze koło Mogilna,Gasawa i okolice ,Miescisko i okolice ,Podolin.,Łaziska. ..


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 98 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL